Po uroczystości pogrzebowej, wszyscy udaliśmy się na obiad
przygotowany przez babcię. Burczało mi w brzuchu, jednak nie miałam apetytu, a
do tego głowa pękała mi z bólu. Zupy nie tknęłam w ogóle, a drugie danie
zjadłam tylko do połowy. Przez większość czasu grzebałam widelcem w talerzu, przyglądając
otaczającym mnie twarzom. Wujka Krzyśka nie widziałam już od dobrych trzech
lat, tak samo jak cioci Iwony, mieszkali oni teraz w Nowym Sączu, wraz z
młodszym synem Dawidem. Ostatniego widziałam nie tak dawno, ponieważ odwiedził
nas w ubiegłe wakacje. Chłopak od tamtego czasu niewiele się zmienił, jedynie
lekko zapuścił grzywkę, którą teraz zaczesywał do góry. Jego brat Sebastian
studiował architekturę w Warszawie, jego również nie widziałam od około trzech,
a może nawet czterech lat i to on ze wszystkich zebranych zmienił się
najbardziej. Z drobnego chucherka jakim go pamiętam, zmienił się w dobrze
zbudowanego i przystojnego mężczyznę z dobrym gustem. Dalej siedziała Ciocia
Emilia, a zaraz obok niej pięcioletnie bliźniaki , które ledwo sięgały głową
ponad stół, a także brat mamy wujek Karol. Całą ich czwórkę ostatni raz
widziałam w ferie zimowe, ogólnie to mieliśmy z nimi – nie licząc cioci Uli –
najlepszy kontakt z całej rodziny. Kolejną osobą przy stole była babcia. Siedemdziesięciodwuletnia
kobieta, miała smutne oczy i w ciszy konsumowała własnoręcznie przyrządzony
posiłek. Twarz miała pooraną zmarszczkami , a włosy całkiem już siwe, wyglądała
na starszą niż była w rzeczywistości. Kobieta przy każdej sposobności okazywała
mi troskę i miłość, ja starałam się po sobie tego nie pokazywać, ale w głębi
duszy miałam do niej uraz o odrzucenie mamy siedemnaście lat temu. Następna była Laura, dwudziestoletnia
studentka na Uniwersytecie Gdańskim oraz jej rodzice, ciocia Marysia i wujek
Paweł, którzy mieszkali w Katowicach. Siostrę mamy, wraz z mężem nie widziałam
od bardzo dawna, ale Laura odwiedzała mnie i mamę od czasu do czasu. Przy stole
siedziały również dwie najbliższe przyjaciółki mojej mamy, jeszcze z czasów szkolnych.
Z zamyślenia ocknęłam się, kiedy Ciocia Ula zapytała czy nie będę już jadła.
-Nie, dziękuję – odparłam, a po chwili dodałam –ciociu? Czy
mogłabym pójść na górę, żeby się położyć? Nie czuję się najlepiej.
-Jasne skarbie.
Wstałam od stołu, przeprosiłam wszystkich i udałam się na górę. Skierowałam się do pokoju
w którym miałam nocować wraz z moim rodzeństwem ciotecznym. Nie zawracając
sobie głowy przebraniem się w coś luźniejszego, rozpuściłam włosy i położyłam
się na niemalże idealnie pościelonym łóżku. Przymknęłam powieki i wzięłam
głęboki wdech. Jak teraz będzie wyglądało moje życie? –pomyślałam. Czy
zamieszkam z ciocią? A może pójdę na rok do domu dziecka, tylko czy to by się
opłacało? Na tą chwilę tylko jednego byłam pewna, będzie mi cholernie brakowało
mamy. Z tą myślą zasnęłam.
Obudziłam się późnym wieczorem. Większość rodziny położyła
się już spać gdyż na drugi dzień wracali do swoich domów. W salonie siedział
jeszcze wujek Karol, wujek Krzysiek, ciocia Ula oraz Bartek, Seba i Laura. Kiedy wkroczyłam do
pokoju, rozmowy ucichły i wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
-Proszę, proszę, nasz śpioszek się obudził –odezwał się
wujek Krzysiek i posłał mi uśmiech, a ja postarałam się go odwzajemnić, ale
chyba mi nie wyszło. Laura podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.
-Zrobić Ci herbatę?
-Chętnie –powiedziałam słabym głosem i odkaszlnęłam, po czym
znów wysiliłam się na uśmiech i tym razem chyba mi się udało. Laura odstawiła
swój własny kubek z parującym napojem na stół i udała się do kuchni, a ja
usiadłam na kanapie pomiędzy braćmi. Wujkowie, a także ciocia wrócili do swojej
wcześniejszej rozmowy, którą przerwało im moje wejście. Dawid objął mnie
ramieniem.
-Jak tam młoda? Jak się czujesz?
-A jak wyglądam? Co prawda głowa już mnie tak nie boli, ale
jestem jakaś taka słaba.
-Nie dziwię się –odezwał się siedzący po mojej lewej stronie
Sebastian –tyle łez wylałaś, a do tego widziałem, że prawie nie tknęłaś obiadu.
–Na te słowa w moim brzuchu głośno zabulgotało, spuściłam wzrok. – O tym właśnie
mówiłem, a wiec co byś zjadła?
Wzruszyłam ramionami, a Sebastian pokręcił głową i za chwilę
już go nie było. Spojrzałam na Dawida. Dopiero teraz zauważyłam jakiego
przystojnego mam brata, a do tego jest taki kochany. Zawsze bardziej lubiłam
Dawida niż Sebastiana. Może dlatego, że jest ode mnie tylko o 2 lata starszy, a
może dlatego, że Dawid był bardziej opiekuńczy i wyluzowany.
-Zdecydowałeś już dokąd wybierasz się na studia? –zapytałam.
-Tak.
-A więc?
-Wyższa szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie,
wydział dziennikarstwa i komunikacji społecznej – powiedział wyraźnie z siebie
zadowolony, po czym dodał –mam nadzieję że się dostanę.
-Na pewno – powiedziałam.
-Dzięki, że we mnie wierzysz – uśmiechnął się do mnie lekko.
Co im wszystkim jest? Dopiero co odbył się pogrzeb mojej mamy, a ich ciotki lub
siostry, a oni wszyscy się do mnie szczerzą. Dobrze znałam odpowiedź na to
pytanie, ale nieświadomie odsuwałam ja od siebie. Po pierwsze próbowali mnie
jakoś podtrzymać na duchu, a po drugie starali się żyć tak jakby tego chciała
mama czyli nie załamywać się z powodu jej śmierci, tylko żyć dalej. Chwilę
później w pokoju zjawił się Seba z talerzem kanapek oraz Laura z dużym kubkiem
gorącej herbaty malinowej. Posiłek pochłonęłam z prędkością światła. Kanapki
były przepyszne, a herbata jeszcze lepsza, może dlatego, że mój organizm
zaakceptował by teraz wszystko co jadalne. Podziękowałam rodzeństwu za
przygotowany posiłek i ruszyłam odstawić naczynia do kuchni. W drodze powrotnej
zahaczyłam także o toaletę, a gdy wróciłam do salonu towarzystwo zmniejszyło
się o trzy najstarsze osoby. My, młodsze pokolenie urzędowaliśmy w salonie
jeszcze około godziny. Przez cały ten czas rzadko zabierałam głos, najczęściej
po prostu słuchałam tego co opowiadali chłopcy i Laura. Gdy uznaliśmy, że pora
iść spać kolejno udaliśmy się do łazienki, aby się umyć oraz przebrać po czym
powędrowaliśmy do łóżek. O dziwo nie miałam problemów z zaśnięciem, pomimo iż
przespałam pół dnia, nadal byłam wykończona.
Rano po raz pierwszy od kilku dni obudziłam się dość
wypoczęta. Prawie zapomniałam jakie to przyjemne uczucie. W pokoju oprócz mnie
był już tylko Dawid, który smacznie spał na materacu niedaleko łóżka. Jak
najciszej umiałam prześlizgnęłam się do mojej torby i wyjęłam z niej ubrania, a
następnie równie cicho opuściłam pokój. Gdy ubrałam się oraz umyłam i przeszłam
do salonu gdzie jak się domyśliłam zgromadziła się moja liczna rodzina okazało
się, że jest dopiero za dziesięć siódma. Przywitałam się ze wszystkimi
najzwyklejszym ‘cześć’ i oparłam się o ścianę. Ciocia Marysia z wujkiem Pawłem
i Laurą szykowali się już do wyjazdu, a reszta piła kawę lub herbatę. W pokoju było
cicho, jedyne głosy które było słychać należały do bliźniaków , które nie mogły
dogadać się w sprawie wyboru zabawy.
-Ale cały cas bawimy się w dom! –powiedział zbulwersowany
Piotrek – Pobawmy się w supelbohatelów!
-Ale to jest takie, takie… -Amelce najwidoczniej zabrakło
właściwego słowa i po chwili dodała – mi się takie zabawy nie podobają.
-A mi nie podoba się bawienie w dom! – stwierdził Piotruś.
Jakże te dzieci są jeszcze nieświadome otaczającego ich świata, są takie
beztroskie. Kiedyś też taka byłam, ale to się już dawno skończyło, mniej więcej
10 lat temu, kiedy musiałam iść do szkoły. Z chęcią wróciłabym do tamtych czasów,
kiedy wszystko było takie proste i kiedy jedynym moim problemem był wybór
zabawy.
O 7:20 Marysia, Paweł i Laura pożegnali się ze wszystkimi i
wyruszyli do domu. Chwilę po ich wyjeździe na dole pojawił się zaspany Dawid, a
zaraz za nim jego ojciec. Kiedy dochodziła godzina 9 do wyjazdu zaczęli się
zbierać także wujek Krzysiek z ciocią i chłopakami. Późnym popołudniem byłyśmy
już tylko my oraz Karol z Emilką i maluchami, no i oczywiście babcia. Ten dzień
bardzo mi się dłużył, nie wiedziałam czym mam się zająć, co robić. Po obiedzie
zaoferowałam się do pomocy Emilce, która zmywała naczynia. Choć trochę mogłam
oderwać się od kanapy i wsłuchiwania się w ciszę. Bawiłam się też trochę z
dzieciakami, ale mniej więcej około 14 oboje zasnęli. Kiedy wreszcie nadszedł
wieczór małżeństwo z bliźniakami pożegnało się z nami i również opuściło dom
babci, zostałyśmy tylko my. Nie mogłam
doczekać się następnego dnia, kiedy to miałyśmy wrócić do Szczecina.
Ciocia Ula pozwoliła mi nie iść już do końca roku do szkoły.
W sumie i tak nikt już do niej nie chodził, a na apelu mnie nic nie ominie.
Świadectwo miała odebrać za mnie Ula w sekretariacie szkolnym. W środę, kiedy ciocia była w pracy, a ja
byłam pochłonięta książką w domu rozległ się dzwonek do drzwi. Wstałam z kanapy
i ruszyłam, aby otworzyć. Przed drzwiami stała wysoka, chuda blondynka –Ania.
Gdy tylko mnie ujrzała, rzuciła mi się na szyję.
-Tak mi przykro… -powiedziała dalej mnie ściskając. Ania
była moją przyjaciółką, a właściwie pseudo przyjaciółką. Należała do tych
toksycznych przyjaciół. W zasadzie to nigdy nie umiałam stwierdzić dlaczego się
z nią zadaję. Kiedyś była jeszcze Olga, ja mogłam nazwać prawdziwą
przyjaciółką, a Ania? No cóż kiedy powiem jej coś w sekrecie ona rzadko kiedy
zachowuje to dla siebie, musi wiedzieć wszystko: gdzie byłam, co robiłam i z
kim, odkąd pamiętam rywalizuje ze mną w nauce, kiedy dowiedziała się na jaki
profil do liceum się wybieram, oczywiście wybrał ten sam. A ja mam ogromna wadę
nie jestem asertywna i nie potrafię powiedzieć NIE, dlatego jej ulegam. A po za
tym nawiązywanie nowych znajomości nie jest moja mocną stroną, a ja nie należę
do odważnych, więc wolę tkwić przy starej, toksycznej przyjaciółce, niż
poszukać nowej, prawdziwej, albo przynajmniej porozmawiać z Anią i wytłumaczyć
jakie popełnia błędy.
-Dzięki.
-Nie ma za co.
Powiedz jak to się stało, miała wypadek?
-Tak jakby…
-To znaczy?
-To znaczy, że wyglądało to jak wypadek, ale to nie była
bezpośrednia przyczyna śmierci.
-Jak to? – nie dawała za wygraną Ania i dalej chciała poznać
wszystkie szczegóły, pewnie najbardziej usatysfakcjonowałoby ją gdybym wręczyła
jej akt zgonu mojej mamy. Czy ona nie rozumie, że wolałabym teraz o tym nie
rozmawiać?
-Normalnie… Wejdź –
wskazałam jej ręką salon, gdy zorientowałam się, że cały czas stoimy w
otwartych na oścież drzwiach wejściowych. Dziewczyna skierowała się do dużego
pokoju, gdzie rozsiadła się wygodnie na kanapie, a ja zamknęłam drzwi i
usiadłam obok niej, podciągając kolana do siebie.
-Pisałam do ciebie – powiedziała, a ja w jej głosie
usłyszałam nutę pretensji.
-Przepraszam, przez ostatnie kilka dni nie sprawdzałam
żadnych portali, poczty, nawet nie używałam telefonu.
-Spoko.
Przez chwilę panowała głucha cisza, aż wreszcie podjęłam
temat.
-A jak w szkole? Chodzisz jeszcze?
-Od rady pedagogicznej chyba nikt nie chodzi.
-Aha.
Posiedziała u mnie jeszcze chwilkę, po czym stwierdziła , że
musi już lecieć, bo musi dziś pomóc mamie. Gdy tylko zamknęłam za nią drzwi
powróciłam do czytania książki.
Ciocia Ula wróciła do domu około 14 i od razu zabrała się za
gotowanie obiadu. Jeszcze nie rozmawiałam z nią o tym co teraz ze mną będzie i
postanowiłam, że zrobię to dzisiaj. Kiedy nakryłam do stołu, a ciocia podała
obiad i zabrałyśmy się za jedzenie, zebrałam się na odwagę i wreszcie zapytałam
o to co mnie od pewnego czasu dręczyło.
-Ciociu? Co ze mną teraz będzie?
-W jakim sensie?
-Mam namyśli, gdzie ja teraz będę mieszkać? Z Tobą?
Ciocia westchnęła.
-Nie.
-Jak to?
-Chodzi o to , że…
~*~
Witam was po bardzo długiej przerwie. Wcześniej, albo nie miałam czasu, albo brakowało mi weny na napisanie czegoś, ale teraz się zmobilizowałam i korzystając z tego, że siedzę chora w domku dodaję rozdział 3. Mam nadzieję, że wam się spodobało. :))
-Ewa