środa, 24 lipca 2013

Rozdział 2



-W takim razie co? –zapytałam lekko zdezorientowana, a moja podświadomość od razu zaczęła podsyłać mi scenariusze rodem z kryminałów. Ktoś maczał w tym palce? Dosypał jej czegoś do kawy? A może majstrował przy samochodzie, ale tego przecież nie wykryłaby sekcja zwłok. Potrząsnęłam głową, żeby odgonić od siebie wymysły mojej wyobraźni i utkwiłam w cioci wyczekujące spojrzenie.
-Czy mama ostatnio skarżyła się na bóle głowy, albo omdlenia czy coś podobnego? –odpowiedziała pytaniem na pytanie, które nic mi nie wyjaśniło. Próbowałam sobie przypomnieć czy mama ostatnio nic na ten temat nie wspominała.
-Raczej nie. Chociaż… -dodałam po chwili namysłu - widziałam jak łyka jakieś tabletki przeciwbólowe, a do tego ostatnio piła strasznie dużo kawy, a wiesz dobrze, że właśnie tak radziła sobie z tego typu problemami, ale wydawało mi się, że to wszystko z przemęczenia. Ostatnio miała masę roboty. Starałam się ją trochę odciążyć, dlatego jeśli tylko mogłam gotowałam, zajmowałam się mieszkaniem… Ale co to ma wspólnego ze śmiercią? Powiesz mi w końcu co było przyczyną zgonu?
-Twoja mama miała tętniaka mózgu, który pękł, kiedy prowadziła samochód i dlatego wyglądało to jak wypadek – kobieta wzięła głęboki wdech i kontynuowała. – Najprawdopodobniej przyczyną pęknięcia była zbyt duża ilość kofeiny, gdyby nie to pewnie by do tego nie doszło.
-Boże… - szepnęłam, tylko na tyle było mnie stać. Po moich policzkach znów popłynęły łzy. –Dlaczego tego nie zauważyłam? Przecież gdybym wyciągnęła jakieś wnioski z tego co zaobserwowałam, mogłabym ją wysłać do lekarza, nie wiem, zrobić cokolwiek, a być może mama nadal by żyła.
-El! Nie możesz się obwiniać! –powiedziała ciocia łapiąc mnie za ramiona i próbując mnie uspokoić. – To nie jest w żadnym stopniu twoja wina, kochanie. Wiesz przecież, że mama i tak nie dała by się namówić na wizytę u lekarza, znasz ją.
-Zaciągnęłabym ją siłą – odparłam przez łzy i przytuliłam się do cioci.
-Nie, kochanie, nie zaciągnęłabyś. Proszę Cię, nie możesz brać tego na siebie… - powiedziała i pocałowała mnie w czubek głowy. Zamknęłam oczy i poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Bolała mnie każda część mojego ciała, a oczy piekły, jakby ktoś polał mi je jakimś kwasem. Poczułam, że głowa robi mi się coraz cięższa i po chwili odpłynęłam do krainy snów.

Obudziłam się na kanapie w salonie. Rozejrzałam się, w pokoju panował półmrok, a jedynym źródłem światła był wpadający przez okno blask księżyca. Była pełnia. Odgarnęłam na bok koc, którym musiała przykryć mnie ciocia kiedy zasnęłam i podniosłam się z sofy. Już nie czułam tak potwornego bólu głowy jak poprzednio, jednak oczy obolały mnie nadal. Poczłapałam do łazienki i nawet nie spoglądając w lustro, gdyż i tak wiedziałam co w nim zastanę, zrobiłam co miałam zrobić i wyszłam. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie w kuchni. Wskazywał za piętnaście pierwszą, spałam chyba dość długo, jednak nadal nie czułam się wypoczęta. Czym mogłam zająć się o tej porze? Jedyne co przyszło mi do głowy to pogrążyć się we wspomnieniach, smutku i żałobie, a byłam tym już naprawdę zmęczona. Postanowiłam więc wrócić do łóżka. Tym razem udałam się do mojej sypialni. Weszłam pod ciepłą kołdrę i zamknęłam wycieńczone powieki. Na nadejście snu nie musiałam długo czekać, a wraz z nim do mojej podświadomości wdarł się obraz pięknej blondynki, która bardzo przypominała mi mnie, ale była ładniejsza. Poczułam bardzo mocno jej obecność, po policzku spłynęła mi ostatni, samotna łza, a na moje usta nieświadomie wkradł się lekki uśmiech.

Kolejnego dnia od rana zaczęłam się pakować, ponieważ pogrzeb mamy miał odbyć się w rodzinnej miejscowości. Nalegałam, żeby pozwolono mi ostatni raz zobaczyć mamę, ale ciocia twierdziła, że to nie jest najlepszy pomysł. Po pewnym czasie zgodziłam się z nią, bardzo chciałam po raz ostatni ją ujrzeć, ale widok nienaturalnie bladego ciała włożonego do drewnianego pudła, lub leżącego na metalowym stole w kostnicy, tylko by mnie dobił. Postanowiłam, więc nie się nie spierać. Ciało mamy miało być skremowane. Na samą myśl o tym przechodziły mnie dreszcze, nie mogłam wyobrazić sobie tego, że jacyś ludzie spalą ciało kobiety, którą tak bardzo kochałam, która mnie urodziła. Ale mama zawsze powtarzała, że po śmierci właśnie tak chce być pochowana, ponieważ nie zamierza dać satysfakcji robakom, dlatego chcieliśmy zrobić dla niej chociaż tyle. Uroczystości pogrzebowe zaplanowane były na godzinę 12 następnego dnia, czyli piątek 22 czerwca. W czwartek o godzinie 11:28 miałyśmy pociąg, który miał nas przetransportować ze Szczecina do Rzeszowa, a z stamtąd do celu było już nie daleko, dlatego z dworca odbierał nas wujek Karol.
Podróż była bardzo długa, a do tego kilka krotnie musiałyśmy się przesiadać i na miejsce dotarłyśmy dopiero około godziny szóstej następnego dnia. Na peronie czekał już na nas najmłodszy brat mamy, jednak starszy od niej samej. Miał 37 lat i był przystojnym brunetem o niebieskich oczach i jasnej karnacji. Ubrany był na czarno, tak samo zresztą jak my. Gdy tylko ujrzał nas wychodzące z pociągu ruszył w naszą stronę. Zabrał z moich rąk niewielką torbę podróżną i przytulił mnie do siebie. Był wyższy ode mnie, jednak nie wiele. Przywitał się również z ciocią, po czym zabrał jej bagaż i ruszyliśmy w stronę parkingu, gdzie czekał na nas srebrny Sharan. Karol zapakował nasze torby do bagażnika, a my w między czasie zajęłyśmy miejsca. Zapięłam pas i oparłam głowę o chłodną szybę. Samochód ruszył, naszym celem było dotarcie do miejscowości o nazwie Igielnik*, położonej około pół godziny drogi od Rzeszowa. Nie skupiłam się szczególnie na tym co działo się za oknem, ani na tym co działo się w samochodzie. Wyłączyłam się na wszystkie bodźce z zewnątrz. Nie byłam ani trochę śpiąca, ponieważ spałam większość drogi ze Szczecina, dlatego mój umysł całkowicie pochłonęły rozmyślania o rodzicielce. Przed oczami przewijały mi się różne obrazy z przeszłości. Wspólne zakupy, babskie wieczory z dobrym filmem i paczką chusteczek, nieoceniona pomoc w lekcjach, kiedy byłam jeszcze w podstawówce, wspólne gotowanie, wyjścia do kosmetyczki, wygłupy, wieczorne spacery, spontaniczne wyjazdy. Mama była moją najlepszą przyjaciółką i zdecydowanie wolałam spędzać czas z nią niż ze znajomymi ze szkoły. Nie byłam odludkiem, który w szkole ciągle siedzi w kącie, a po szkole zamyka się w domu, nie, ale jeśli miałam wybór pomiędzy znajomymi, a rodzicielką, to bez wahania wybierałam tą drugą.  
-Zamierzasz tu zostać? – z zamyśleń wyrwał mnie głos cioci. Samochód stał już zaparkowany pod domem, a rodzeństwo mojej mamy stało na świeżym powietrzu. Wzięłam głęboki oddech i również opuściłam auto, po czym chwyciłam ciocię pod rękę i ruszyłyśmy w stronę frontowych drzwi. Zanim zdążyłyśmy zapukać w progu stanęła siwowłosa kobieta w prostej, czarnej sukience do kolan. Miała podkrążone oczy, które na nasz widok wypełniły się łzami. Bez słowa przytuliła mnie i Ulę do swojej piersi, a gdy za nami pojawił się wujek Karol odsunęła się od nas.
-Chodźcie, na pewno jesteście głodne, przygotowałam śniadanie –powiedziała babcia Basia i nie uznając sprzeciwu pociągnęła nas prosto do kuchni. Posłusznie usiadłyśmy przy stole. Kobieta zaczęła się krzątać przy garnkach i za chwilę postawiła przed nami parujące talerze zupy mlecznej z kluskami. Co jak co, ale kobieta była mistrzynią kuchni, a jej zupa mleczna była najlepsza na świecie. Moje nozdrza wypełnił zapach ciepłego dania, przez co skręciło mnie w żołądku, szybko chwyciłam leżącą na blacie łyżkę, podziękowałam i zaczęłam konsumować posiłek. Gdy skończyłam grzecznie odstawiłam talerz do zlewu i raz jeszcze podziękowałam.
-Czy mogłabym teraz trochę się odświeżyć? –zapytałam. –Ta podróż mnie wykończyła.
-Jasne, jasne, pamiętasz jeszcze gdzie jest łazienka, prawda? – odpowiedziała ciepło lekko się uśmiechając. Kiwnęłam tylko głową i opuściłam pomieszczenie. Po drodze chwyciłam swoją torbę i skierowałam się prosto do toalety. Gdy zamknęłam za sobą drzwi ściągnęłam z siebie wszystkie rzeczy i wskoczyłam do wanny, aby wziąć szybki prysznic. Kręcąc kurkami, ustawiłam zadowalającą mnie temperaturę wody i obmyłam nią moje przemęczone ciało. Czułam jak spływa ze mnie cały pot i brud, przez co poczułam lekką ulgę. Po kilku minutach wyskoczyłam z wanny i osuszyłam ciało wcześniej wyjętym z torby ręcznikiem. Założyłam na siebie czystą bieliznę, rurki, bokserkę i sweterek w kolorze czarnym. Umyłam zęby, twarz przepłukałam zimna wodą, a włosy związałam w luźnego, niedbałego koka i wyszłam z łazienki. W kuchni, oprócz dwóch kobiet, które widziałam tam ostatnio, zastałam również wujka Karola z żoną, Emilią, a także ciocie Marię z mężem, Pawłem. Wszyscy spojrzeli się na mnie ze współczuciem i po kolei podeszli do mnie , aby się przywitać. Starałam się być jak najbardziej miła, dla nich wszystkich i miałam nadzieję, że nie okazałam tego, iż nie miałam aktualnie ochoty na przebywanie z nimi. Dlatego gdy tylko usłyszałam, że w dużym pokoju jest Laura, córka cioci Marii, przeprosiłam całe towarzystwo i opuściłam kuchnię. W salonie faktycznie zastałam swoją kuzynkę, która jeszcze w piżamie siedziała na kanapie osaczona, przez parę pięcioletnich bliźniaków, dzieciaki Karola.
-Oo… Lizzi –powiedziała nagle mała Amelka wskazując na mnie palcem i wraz z Piotrusiem rzucili się pędem w moją stronę. Kucnęłam i wyciągnęłam w ich stronę ramiona, aby ich przytulić. Maluchy wycałowały nie z okrzykami radości, co wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy, gdy wreszcie wyswobodziłam się z uścisków malutkich rączek, mogłam przywitać się z Laurą. Dziewczyna posłała mi współczujące spojrzenie i mocno przytuliła mnie do siebie. Była wysoka, moje 165 cm wyglądało przy niej bardzo blado, ale co się dziwić, jej ojciec był również bardzo wysoki. Laura była ode mnie o 3 lata starsza i była na pierwszym roku filologii angielskiej, dlatego lekko zdziwiła mnie jej obecność, bo w końcu rok szkolny się jeszcze nie skończył. Przysiadłam na jednym z foteli i przez chwilę głos zabierały tylko maluchy, opowiadając mi swoje przygody z przedszkola.
-Posiedzisz z nimi chwilkę? –zapytała dziewczyna. - Skoczę tylko się przebrać.
-Jasne, nie ma sprawy. –powiedziałam, a Laura posłała mi uśmiech i zniknęła za drzwiami. Nagle poczułam, że ktoś siada mi na kolanach i mocno obejmuje mnie rączkami za szyję. To była Amelka.
-Nie przejmuj się Lizzi – odparła mała istotka wtulona w moje ciało, zrobiło mi się ciepło na sercu, a w moich oczach zebrały się łzy. Chłopiec wdrapał mi się na drugie kolano i delikatnie starł z mojego policzka spływającą po nim łzę.
- Nie płacz, bo ja też będę… -powiedział maluch i również się do mnie przytulił, a ja przez chwilę siedziałam zdumiona inteligencją tych małych istotek, a gdy wreszcie się ocknęłam, odwzajemniałam ze zdwojoną siłą uściski moich malutkich kuzynów.
-Przepraszam, dzieciaki, już nie będę. –powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam, podarowując obojgu całusa w główkę. 

Pół godziny później nasze grono powiększyło się jeszcze o kilka osób, bowiem dotarł wujek Krzysiek z ciocią Iwoną oraz dwójką synów, dziewiętnastoletnim Dawidem i dwudziestotrzyletnim Sebastianem. Dorośli gromadzili się w kuchni, a ja wraz z zresztą mojego ciotecznego rodzeństwa siedziałam w salonie. Siedzieliśmy tak do godziny jedenastej, a bliźniaki prawie nie odstępowały mnie na krok, ciągle próbując mnie pocieszyć, co trochę poprawiło mi humor. Dzieciaki były takie słodkie… Do poprawy humoru przyczynił się również Dawid, który cechował się ogromnym poczuciem humoru i cały czas starał się mnie rozśmieszyć, abym chociaż na chwilę zapomniała o przytłaczającym wydarzeniu. Nie zapomniałam, ale kilka razy sprawił, że się uśmiechnęłam. O jedenastej wszyscy zaczęliśmy się szykować do uroczystości. Najmłodsi członkowie naszej rodziny mieli zostać w domu, pod opieką wujka Pawła, który miał problemy ze stawem skokowym i nie powinien go przemęczać. Do kościoła dotarliśmy samochodami, ja zabrałam się razem z Karolem i Emilką, a także Ulą. W kościele, usiadłam w pierwszej ławce, a obok mnie usiadła najstarsza siostra mamy. Gdy tylko zobaczyłam stojącą  przed ołtarzem na podwyższeniu urnę z prochami mojej mamy moje oczy zaszkliły i  za chwilę po policzkach kolejny raz płynęły małe strumyczki. Poczułam, że robi mi się słabo, złapałam ciocię za rękę i wzięłam głęboki oddech.
-Wszystko w porządku? –zapytała kobieta szeptem, a ja wypościłam z płuc powietrze i kiwnęłam lekko głową. Ciocia, która również miała policzki mokre od łez objęła mnie opiekuńczo ramieniem.
Po uroczystości w kościele przejechaliśmy na cmentarz, gdzie urna z prochami mamy spoczęła w ziemi. Na koniec, każdy złożył wieniec na grobie i osobiście pożegnał się z matką, córką, siostrą, czy też ciocią. Do każdego wieńca dołączona była wstążka z napisem, na mojej pisało „Kochanej mamie – El”. Reszta była właściwie taka sama „ Kochanej/drogiej Julii -… z rodziną”.
- Śpij spokojnie mamuś –szepnęłam, przed odejściem, po czym przeżegnałam się i ruszyłam za resztą rodziny.

~*~
* fikcyjna miejscowość w Polsce, wymyślona przeze mnie, dlatego nie szukajcie jej na mapach xd.

Witajcie, mam nadzieję, że opowiadanie z rozdziału na rozdział będzie dla was co raz ciekawsze i uda mi sie zebrać co raz większą rzeszę czytelników. Jak na razie mam przypływ weny, wiec za chwilę zabieram się za pisanie trójeczki :) . Mam do was jeszcze prośbę, czy moglibyście wybrać dzień tygodnia, w którym chcielibyście, aby pojawiały się nowe rozdziały?:) W tym tygodniu postaram się dodać jeszcze przynajmniej jeden rozdział, gdyż później wyjeżdżam na dwa tygodnie nad jezioro i nie będę miała ku temu możliwości.
Pozddrawiam :*
-Ewa.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)

5 komentarzy:

  1. Hej :)
    Opowiadanie już robi się ciekawe, a ja nie mogę się doczekać dalszych losów El.
    Jeśli chodzi o dzień tygodnia - może sama jakiś zaproponuj? ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje opowiadanie jest hipnotyzujące !
    Czekam na next = )

    Dodaję się do obserwatorów
    Zapraszam do siebie

    http://loveonlyyou123.blogspot.com/

    W skrócie ,, Jade występuję w programie dom nie do poznania . W jednym z odcinków pojawi się One direction .Z początku się nie zaprzyjaźnią , ale z czasem osoba , która wykonuje tajemnicze telefony do brunetki pojawi się i rozkaże pracować na jej zachcianki . Czy ktoś jej pomoże ?
    Bohaterem Louis

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku jednak nie trzeba wiele abym się wzruszyła, łzy do moich oczu przy tym rozdziale zbierały się na prawdę często. Ale ten obrazek na końcu i świadomość, że jej mama miała tak samo jak ja na imię przelała wagę i zaczęłam płakać :( Jest to hipnotyzująca historia. Czekam z niecierpliwością na 3. Mam nadzieję, że El zazna w końcu szczęścia i spokoju. Może jakiś wybranek serca pomoże jej zapomnieć o bólu.
    Także bardzo ciekawie mi się to czytało, czekam na dalsze rozdziały. I mogę ci życzyć tyko weny.
    A co dnia tygodnia, to może sobota lub niedziela. Wtedy zazwyczaj każdy ma czas.
    Pozdrawiam,
    Kilulu

    P.S Chciałabym Cię zaprosić na moje opowiadanie, które także opowiada o dziewczynie, której umiera mama. Lecz jest to z innej przyczyny. Dziewczyna nie radząc sobie z otaczającym światem wpada w depresje i schizofrenię.
    Będzie mi miło jak przeczytasz i wyrazisz swoją opinię.
    http://lonelinesswithfrends.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świeetnee :D Będę zaglądać. ;)
    Zapraszam też do mnie.:

    http://bezcelowe-marzenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny rozdział, choć wywołał u mnie lekki smutek. Mam nadzieję, że El jakoś się pozbiera, a znając Ciebie po drodze będzie czekało na nią wiele przeszkód, ale i cudownych przygód, tak więc już nie mogę się doczekać. Ogólnie rozdział wyszedł bardzo dobrze, w jednym jedynie miejscu wychwyciłam literówkę, ale każdemu się może zdarzyć ;-).
    Pozdrawiam i życzę weny na kolejne części!
    Marvel.
    P.S.: Miło znów widzieć Cię wśród blogspotowych pisarzy : D

    OdpowiedzUsuń